NIE MOGĘ W TO UWIERZYĆ

Natalia to drobna, sympatyczna blondynka. Często się uśmiecha, chociaż trudno się oprzeć wrażeniu, że za pogodną miną czai się smutek. Jest księgową, lubi cyferki i porządek, jaki wiąże się z rachunkowością. Dobrze mówi po polsku. Jednak wyraźny akcent i kłopot z doborem słów zdradzają, że jest to dla niej nowy język. Natalia jest jedną z milionów osób, które uciekły przed wojną z Ukrainy. Swój azyl znalazła w Lubinie.

Po rosyjskiej agresji na Ukrainę ponad 4 miliony Ukraińców przyjechało do Polski. Wiele osób zostanie w naszym kraju na dłużej i teraz szuka pracy. Niezbędna do tego jest znajomość języka polskiego. Dlatego Związek Pracodawców Polska Miedź we współpracy z Miedziowym Centrum Kształcenia Kadr w Lubinie i Powiatowymi Urzędami Pracy zorganizował intensywny kurs języka polskiego dla Ukraińców. Propozycja skierowana była do osób z wyższym lub specjalistycznym wykształceniem. Celem było takie ich wsparcie, aby mogły znaleźć pracę w swoim zawodzie. Właśnie zakończyła się pierwsza edycja kursu.W ciągu 6 tygodni przez 120 godzin 29 osób w dwóch grupach uczyło się języka polskiego. Dodatkowo kursantki (bo były to same panie) brały udział w specjalnych warsztatach pozwalających zdobyć im umiejętności poruszania się po polskim rynku pracy. Jedną z uczestniczek była Natalia Kalamij, która opowiedziała nam swoją historię

Redakcja:

Natalio, można powiedzieć, że 24 lutego runął Twój świat?

Natalia Kalamij:

Tak, tak to czuję. Miałam normalne, zwyczajne życie. Mieszkałam we Lwowie, byłam…jestem (!) księgową, mam syna, rodzinę, przyjaciół. Nie sądziłam, że będę musiała wszystko zostawić i szukać ratunku w obcym kraju.

Co czułaś, kiedy usłyszałaś, że Rosja napadła na Ukrainę?

Nie mogłam w to uwierzyć. Dalej nie mogę, to było bardzo straszne. Szłam do pracy, w mieście wszystkie syreny alarmowe były włączone. Przerażający hałas. Powtarzałam sobie, że to nie może być prawda, że one nie wyją, bo rzeczywiście nam coś grozi. Ludzie na ulicy mówili, że był pierwszy atak. Kijów jest bombardowany, tam już jest wojna, że Ruscy idą. Nasze babcie przeżyły II wojnę i opowiadały nam okropne historie. Rozumieliśmy, że to jest niebezpieczne i naprawdę straszne.

Wcześniej wiedzieliście, że jest ryzyko rosyjskiej agresji? Baliście się? Czy mieliście nadzieję, że to tylko kolejne groźby?

Nie wierzyliśmy. Chociaż w telewizji mówili, że Putin chce iść na wojnę. Przecież w obwodach donieckim i ługańskim wojna już była, ale mieliśmy nadzieję, że się dalej nie rozwinie. Myślałam, że w XXI wieku to jest niemożliwe, żeby w Europie była wojna, żeby Rosja na nas napadła. Tłumy uciekających w panice ludzi widziałam tylko w filmach. Nie przypuszczałam, że to będzie mój los. Zresztą w mediach rosyjskich nikt nie mówi, że to wojna pomiędzy naszymi krajami, Rosją a Ukrainą, tylko akcja pomocy, obrony przed nazistami. Nie mogę tego słuchać. Nasz kraj się rozwijał, wszystko szło ku lepszemu, ludzie kształcili się, pracowali, zakładali rodziny, planowali przyszłość, chcieli po prostu żyć. A tu nagle wszystko się skończyło. To jest nie do uwierzenia.

Można powiedzieć, że nagle z normalnego życia zostałaś wrzucona w sam środek filmu wojennego…

Tak, właściwie to było nierealne, absurdalne. Jak w jakimś horrorze.

A później okazało się, że to prawda.

Niestety tak. Mamy znajomych w Kijowie, powiedzieli nam, że tam naprawdę lecą bomby, ludzie uciekają z domów, zaczynają opuszczać stolicę. Zaczęła się panika.

Przygotowywaliście się na najgorsze?

Całe miasta zabezpieczały się, jak mogły. W podziemiach budynków były schrony. W telewizji tłumaczyli, jak się zachować na wypadek alarmu. Radzili, żeby się przygotować do ewakuacji, mówili, co mieć zapakowane, jakie dokumenty, rzeczy itd. Nawet słysząc to, nie wierzyliśmy, że będzie taka potrzeba.

Dlaczego ty postanowiłaś wyjechać ze Lwowa?

Bałam się o syna i o siebie też. Najważniejsze dla mnie jest jego bezpieczeństwo.

W jakim wieku jest Twój syn?

Ma 13 lat, ma na imię Oleksij.

Fajny chłopak?

Fajny (uśmiech).

Twój mąż został na Ukrainie?

Nie, jestem wdową, jesteśmy sami.

Bardzo mi przykro. Trudno było wyjechać?

Gdy wybuchła wojna zadzwonili do mnie znajomi z Polski i pytają: co teraz będziesz robić, jaki masz plan? Nie mam pojęcia, co dalej, nie wiem, co robić – odpowiedziałam. Oni mówią: uciekaj do nas, w Polsce będziecie bezpieczni. Na początku nie chciałam jechać. Ukraina to mój kraj, nie wiedziałam, jak mam zostawić całe życie, pracę, mieszkanie, znajomych. Jak sobie damy radę w Polsce.

Strach przed wojną był większy od tych obaw?

Namówili mnie właśnie znajomi, żeby przyjechać tu choć na trochę, przeczekać najgorsze i wrócić do Lwowa, jak się sytuacja uspokoi. I tak zrobiliśmy. Do dwóch plecaków spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięliśmy je na plecy i ruszyliśmy w drogę.

Podróż była ciężka?

Mieliśmy kłopot z transportem. Ja nie mam samochodu, nikt ze znajomych nie mógł nas zabrać, na piechotę przecież nie pójdziemy. Bardzo dużo ludzi uciekło ze wschodniej części Ukrainy. Na granicy zrobiły się wielokilometrowe korki, samochody stały 35 kilometrów za przejściem granicznym. Ludzie stali dzień i noc, żeby przejść kordon. Ktoś nam poradził, żeby spróbować kupić bilety na autobus i udało się. Za kilka dni pojechaliśmy. Udało się bezpiecznie dojechać do Lubina.

Martwisz się, o rodzinę, znajomych, którzy zostali?

Mam aplikację, dzięki której na bieżąco dostaję informacje na temat tego, co dzieje się w Ukrainie, we Lwowie. Kiedy tylko jest alarm we Lwowie, jak tylko coś się dzieje, wiem o tym od razu. Dzwonię przez komunikator do swoich bliskich i sprawdzam, co z nimi. Jesteśmy w stałym kontakcie i na szczęście są bezpieczni.

Jak się czujesz w Polsce?

Bardzo dobrze. Znajomi przyjęli nas z całym sercem, oddali nam pokój w swoim mieszkaniu. Syn chodzi do szkoły. Nauczyciele i koledzy bardzo mu pomagają. Dobrze sobie radzi. Nawet gra w koszykówkę.

Znaliście język polski?

Słabo. Oglądałam polską telewizję, jak byłam mała i trochę się nauczyłam. Później nie było sygnału i skończył mi się kontakt z językiem, ze znajomymi z Polski mówiłam po ukraińsku. Wiele rozumiałam z polskiego, ale nie potrafiłam mówić w tym języku. To było dla mnie trudne. Taka trochę jednostronna komunikacja. Mój syn nie znał polskiego właściwie wcale.

Ucieszyłaś się, że możesz wziąć udział w kursie?

Oczywiście. Nie można mieszkać w innym kraju bez umiejętności komunikacji. Nie tylko w sklepie, przychodni, na ulicy. To jest konieczne, żeby poruszać się swobodnie, ale i móc znaleźć pracę. Podobnie mówią inne dziewczyny z kursu. Chciałyśmy się szybko nauczyć języka. Ten kurs dał nam taką szansę. Jesteśmy z tego bardzo zadowolone.

Kim jesteś z zawodu?

Jestem księgową. Bardzo mi się ta praca podoba, lubię siedzieć w papierach, lubię cyferki, rachunki (śmiech).

Jedna z uczestniczek kursu mówiła, że na początku było strasznie. To prawda?

Strasznie i zabawnie. Nie wiedziałyśmy, jak to będzie, kto będzie nas uczył, czy sobie poradzimy, czy wytrwamy. Dużo moich koleżanek nie znało ani słowa po polsku, dla nich to było szczególnie trudne. Już po pierwszej lekcji wiedziałyśmy, że będzie dobrze.

Nauczycielki was przekonały?

Od razu. Były wspaniałe, bardzo życzliwe, otwarte, widać było, że naprawdę chcą nam pomóc. Wykonały ogromnie dużo pracy. Starały się, aby lekcje były urozmaicone, grałyśmy w różne gry, oglądaliśmy filmy. Cały kurs był wyłącznie w języku polskim, staraliśmy się jak najmniej używać ukraińskiego. Czasami ciężko było coś wytłumaczyć po polsku tak, aby poradziły sobie nawet te dziewczyny, które wcale nie znały języka. Często słowa nie wystarczały, trzeba było pokazać, o co chodzi. Wiele było śmiesznych sytuacji.

Co było najtrudniejsze?

Najtrudniejsza jest gramatyka, odmiana przez rodzaje, czasy. Nasze języki są podobne, wiele słów brzmi znajomo, różnią się wymową. Są też takie słowa, które w obu językach znaczą coś całkiem różnego, mamy inny alfabet. Nauczycielki pomagały nam w zrozumieniu, w wymowie, oglądaliśmy kanał na YouTube do trenowania wymowy. Czasem była to nauka niczym przeznaczona dla dzieci w szkole. Odrabiałyśmy codziennie zadania domowe.

Bardzo dużo pracy.

Dużo, ale to dobrze, dzięki temu są efekty. Miałyśmy książki, nauczycielki kserowały nam dodatkowe materiały. Pani Ada w domu przygotowywała pytania i zadania. Rozmawialiśmy w grupach, ćwiczyłyśmy dialogi. Bardzo nam się spodobała gra bingo, w której poznawałyśmy liczby. Mnie szczególnie. Pomagały nam rodziny, u których mieszkamy, wymieniałyśmy się z koleżankami informacjami.

Zaprzyjaźniłyście się w grupie? Kurs pozwolił się wam zintegrować?

Tak, bardzo. Jest nam teraz łatwiej. Bywa, że po lekcjach razem wychodzimy, opowiadamy swoje historie. Nauczycielki opowiadały nam o Polsce i o regionie, w którym mieszkamy, gdzie warto pojechać, co zwiedzić. Czasami udawało nam się wybrać na wycieczkę i wymieniałyśmy się wrażeniami. Zresztą wszyscy
w Miedziowym Centrum Kształcenia Kadr byli bardzo życzliwi, uśmiechnięci. Czuliśmy się jak w rodzinie.

Oprócz języka polskiego uczyłyście się także, jak znaleźć pracę.

To jest dla nas bardzo ważne. Panie Beata Staszków i Elżbieta Dunaj radziły nam, jak napisać CV, gdzie szukać pracy, na jakich portalach są ogłoszenia, gdzie zamieszczać swoje, jak przygotować się do rozmowy o pracę. To wszystko bardzo nam się przyda.

Chciałabyś pracować w Polsce jako księgowa?

Bardzo, to jest mój plan. Przede mną jeszcze dużo pracy. Muszę nie tylko lepiej poznać polski, ale i zakony, tzn. przepisy. Zasady rachunkowości, sposób prowadzenia księgowości w Polsce. Ciekawa jestem, jak bardzo różni się prawo polskie od ukraińskiego. To z pewnością będzie trudne.

Jeśli będzie drugi etap kursu, przyjedziesz?

Za nic tego nie przegapię! Chciałabym lepiej poznać gramatykę i nauczyć się poprawnie pisać. Wiem, że bez tego będzie mi ciężko znaleźć pracę w zawodzie.

O czym marzysz?

Teraz o pokoju. Cały czas myślę, co dzieje się na Ukrainie. Martwię się o bliskich. Chcę, żeby wszyscy na świecie byli bezpieczni, Tyle wojen, tyle nieszczęść i cierpienia jest za nami. Czas już wyciągnąć wnioski. Widzimy, patrząc na historię i teraz na ukraiński dramat, ile szkody wojna przynosi wszystkim, jak niszczy kraje i narody. Nie mogę się pogodzić z tym, że wciąż ktoś może chcieć zabijać, torturować, znęcać się nad innymi. Jak można strzelać do dziecka, gwałcić kobiety, bombardować miasta, to niepojęte. Wszyscy cierpią. Wojna to jest najgorsza rzecz na świecie.

Kiedy rozmawiasz z ludźmi, którzy zostali na Ukrainie, to co mówią?

Mają nadzieję, że wojna niedługo się skończy. Tuż przed wybuchem wojny zapytałam mojego sąsiada, starszego pana, co będzie robił, jeśli wejdą Ruscy. Ma rodzinę, żonę, córki. Jego odpowiedź była dla mnie szokiem. Powiedział, że nigdzie nie wyjedzie, zostanie i będzie bronił Lwowa, bo nie chce, żeby tutaj była Rosja. Zadba o bezpieczeństwo rodziny, ale sam pójdzie walczyć. Zobaczyłam w nim ducha walki, wielką męską odwagę i determinację. Ja takiej nie mam.

Moim zdaniem masz. Wyjechać do obcego kraju, z dzieckiem, dwoma plecakami, nie znając przyszłości, to jest odważne.

Najcięższe było zostawienie wszystkiego, całego życia. Mojego kraju, mojego miasta, w którym mieszkałam od dzieciństwa. Znałam każdą ulicę, domy, sklepy. Byłam u siebie. Teraz jestem uchodźcą.

Ta tęsknota za Ukrainą ciągle Ci towarzyszy?

(westchnienie) Tak, każdego dnia, w każdej chwili. Jednak tutaj jestem spokojniejsza, nie boję się o życie syna i swoje. Obawiam się o przyszłość, o to, jak sobie poradzimy, co będzie z Ukrainą, z całym światem. Myślę o tym, kiedy będę mogła wrócić do domu. Ale zasypiając wiem, że teraz jesteśmy bezpieczni. Trudno nawet wytłumaczyć, jak okropne jest przerażenie, kiedy zaczynają wyć syreny i wiesz, że możesz zginąć, że ktoś może zrobić krzywdę twojemu dziecku.

Czego teraz potrzebujecie?

Pracy, żeby móc stanąć na własnych nogach. Kilka moich koleżanek z kursu wraca do Ukrainy, mają starszych rodziców, chcą się nimi zaopiekować. Większość na razie zostaje i będzie chciała jak najszybciej się usamodzielnić. Dlatego tak bardzo jesteśmy wdzięczne za ten kurs, za szansę na zdobycie dobrej pracy. Bardzo dziękujemy Związkowi Pracodawców, pani Beacie Staszków, pani Monice Gaździe z Miedziowego Centrum Kształcenia Kadr, naszym nauczycielkom pani Adzie Lambert i Beacie Olejnik. To jest niezwykłe, jak Polacy nas przyjęli, że nie zostaliśmy na ulicy. Ja nigdy o tym nie zapomnę.

Co byś powiedziała Putinowi i Rosjanom, którzy są za wojną?

(długa pauza) Zanim coś zrobisz innemu, spróbuj na sobie. Nawet nie pytałabym go o uczucia, bo nie wiem, czy je ma, ale chciałabym, aby doświadczył nieszczęścia, jakie zgotował innym. Rosjanie nie znają prawdy, w telewizji kłamstwo goni kłamstwo i Rosjanie wierzą w to, co widzą. Ja jestem pewna, że tak jak zawsze w historii dobro zwycięży. Oby jak najszybciej.

Życzę tego Tobie i nam wszystkim. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Magdalena Rygiel