29
październik
W Akademii Rozwoju Przemysłu 4.0 prezentujemy innowacje, nowoczesne technologie, futurystyczne rozwiązania. Namawiamy firmy, aby wykorzystywały je w budowaniu przewagi konkurencyjnej. Nie chcemy jednak zapominać o etycznej stronie Przemysłu 4.0 i miejscu człowieka w świecie przyszłości. Temu tematowi poświęcona była czerwcowa konferencja organizowana wspólnie z Centrum Etyki Technologii Instytutu Humanites. Zapraszamy do lektury wywiadu z Zofią Dzik, prezes Instytutu.
Redakcja:
„Etyka w biznesie i technologii”. Już sam tytuł mnie zastanawia. Dlaczego wprowadzamy takie uszczegółowienie? Czy nie powinniśmy mówić o etyce jako wartości uniwersalnej?
Zofia Dzik, impact inwestor, fundator i prezes Instytutu Humanites, przewodnicząca Rady Programowej Centrum Etyki Technologii:
Bardzo zasadnie postawione pytanie. Filozoficznie nie ma czegoś takiego jak etyka w biznesie, czy etyka w technologiach. Bo, nawet jeżeli nadajemy te znaczniki, to na koniec wszystko sprowadza się do indywidualnej etyki jako takiej. Pytania „po co” coś robimy, czego nie chcemy dla drugiego człowieka, czego byśmy nie chcieli dla siebie. W efekcie do tego, kim jesteśmy jako ludzie i jakimi zasadami kierujemy się w życiu. Jeżeli mówimy o prawdziwej etyce, to mówimy też o spójności. Wtedy mamy jeden system wartości, którym się powinniśmy kierować w życiu prywatnym i zawodowym.
To w wymiarze filozoficznym, a praktycznym?
W wymiarze praktycznym widząc ogromną zmienność i złożoność otoczenia oraz to, że różnimy się między sobą jako ludzie, w zakresie wyznawanych wartości, bardzo ważne jest istnienie struktur, które pomagają nam aplikować etykę w życiu biznesowym, społecznym. Potrzebujemy zatem etyki biznesu czy etyki technologii, aby tworzyć przestrzeń, w której będziemy porządkować ważne zasady z uwzględnieniem np. regulacji prawnych dla danego sektora działalności. Przede wszystkim jednak tworzyć przestrzeń na refleksję, namysł, swego rodzaju stały etyczny trening, który jest kluczowy, aby zasady etyczne faktycznie miały przełożenie na codzienne decyzje.
Spotkałam się z takim stwierdzeniem, że „ekonomia nie jest nauką matematyczną służącą maksymalizacji zysku, ale nauką społeczną, która ma służyć rozwojowi człowieka”. Zgadza się pani z nim?
Tak, bardzo pięknie powiedziane. Od kilku lat toczą się dyskusje na temat tego, w jaką stronę poszła gospodarka, czy biznes. Czy PKB powinno być głównym miernikiem rozwoju? Jak dalece w tworzeniu wartości dodanej uwzględniony jest kontekst społeczny, człowieka, otoczenia, a w jakim stopniu celem samym w sobie jest po prostu zysk i jego maksymalizacja. Index wellbeing został stworzony przez Instytut Gallupa już ponad 20 lat temu. Zarabianie nie jest celem, a koniecznością, żeby biznes istniał, mógł się rozwijać. Jednak uważam, że w prowadzeniu każdej działalności niezbędne jest uwzględnienie szerokiego oddziaływania danego biznesu na interesariuszy i otoczenie społeczne/ekosystem. Wierzę, że w przywództwie przyszłości, także na skutek oczekiwań konsumentów, będzie się liczył coraz bardziej nie tylko wynik ekonomiczny, ale i sposób jego wytwarzania. Widzimy to coraz mocniej w nowych regulacjach ESG.
Można powiedzieć, że termin społeczna odpowiedzialność biznesu (CSR) ma swój praktyczny, mierzalny wymiar w postaci ESG, czyli czynników związanych z ochroną środowiska, społecznym oddziaływaniem i ładem korporacyjnym? To będzie standard działania nie tylko dla dużych, giełdowych przedsiębiorstw?
Rzeczywiście, ostatnio mocno zaistniał temat ESG. Zaczęła się tworzyć pewnego rodzaju nowa moda. Mam tylko nadzieję, że ESG nie stanie się kolejnym buzzwordem (modnym, nadużywanym słowem), a będzie miało realny wymiar. Bardzo często okazywało się, że za polityką CSR firmy kryły się nie działania systemowe, a jedynie doraźne PR-owe lub marketingowe przedsięwzięcia. Już niedługo, od 2023 roku, raportowanie ESG ma być obowiązkowe dla dużych firm oraz spółek notowanych na giełdzie (osiągających określone przychody), a od 2026 obowiązek ten będzie dotyczył spółek zatrudniających powyżej 10 pracowników. Różnica pomiędzy CSR a ESG polegać będzie na tym, że w tym drugim wymaga się konkretów, mierzalnych wartości, podania określonego horyzontu czasowego na realizację deklarowanych zadań wraz z określonymi celami np. związanymi z redukcją emisji CO2, ograniczeniem lub wyeliminowaniem z procesu produkcji szkodliwych substancji itd. I to jest pierwsza zasadnicza różnica. Druga jest taka, że po raz pierwszy do tego trendu tak mocno dołączyli inwestorzy. Jest zatem nadzieja.
Wydawać by się mogło, że dla inwestorów jest tylko jedno istotne kryterium zaangażowania w dane przedsięwzięcie, czyli zysk. Tak nie jest?
Następuje tu duża zmiana. Pamiętam jak kilkanaście lat temu, gdy organizowałam panel dotyczący impact investingu, zaprosiłam do rozmowy przedstawicieli kilku funduszy inwestycyjnych i zapytałam, jakie znaczenie przy ich decyzjach inwestycyjnych ma temat społecznego wpływu i jak ważny jest dla nich tworzony właśnie wtedy przez GPW „respect index”. Odpowiedzieli, że w sumie to nie jest istotne, bo nikt na to nie patrzy. Uśmiecham się, przypominając sobie te słowa. Jestem przekonana, że dziś wielu z tych partnerów nie podpisałoby się pod tą wypowiedzią, może nawet by się jej wstydzili. Raczej nie jest to kwestia wyłącznie altruizmu, a fakt, że większa liczba inwestorów zaczęła lokować kapitał w technologie związane na przykład z energią odnawialną. I tak naprawdę za ich deklaracjami, czy też modą na ESG znowu poniekąd kryje się kwestia oczekiwanych zwrotów. W efekcie coraz więcej funduszy warunkuje udzielenie finansowania od polityki ESG danego podmiotu.
Jest to pragmatyzm, kalkulacja?
Oczywiście nie chcę podważać, że za tym nie kryje się również rosnąca świadomość i odpowiedzialność. Jednocześnie, funkcjonując na rynku inwestycyjnym od wielu lat, uważam, że moja teza ma solidne podstawy. Tak, jak pani powiedziała, to nie tylko idea, ale również właśnie pragmatyzm podyktowany tym, że te fundusze inwestycyjne bardzo istotnie dla dobra nas i planety zwiększyły swoje zaangażowanie finansowe w projekty związane ze zrównoważonym rozwojem.
Czy świat Przemysłu 4.0 stawia przed nami nowe wyzwania? W motto Fundacji Humanites jest napisane, „aby człowiek nie przestał myśleć, wykorzystał szanse, jakie niesie nowa technologia, a nie stawał się jej niewolnikiem”. Dlaczego uważa pani, że istnieje takie niebezpieczeństwo?
Ja myślę, że nie tylko istnieje takie niebezpieczeństwo, ale to się zwyczajnie dzieje. To już nie jest teoria i mamy na to coraz więcej dowodów. Minął czas, kiedy krytyka, tj. wskazywanie na nowe technologie jako rozwiązania, które niosą nie tylko pozytywne rzeczy, ale również zagrożenia, było postrzegane jako technofobia. Cieszę się, że trendy od kilku lat się zmieniają i pojawiają się głosy zwracające uwagę na potencjalnie ciemną stronę technologii. Dołącza do tego nurtu coraz więcej osób, które przez lata kreowały i budowały potęgę wielkich firm technologicznych.
W ostatnim czasie głośnym echem odbił się głośnym echem, chociażby film pt. „The Social Dilemma” opowiadający o ryzykownym uzależnieniu ludzi od mediów społecznościowych.
Wypowiada się w nim wielu twórców, menedżerów, którzy wcześniej pracowali na rzecz takich potentatów, jak Facebook, Google czy Amazon. Pokazują dobitnie, że jesteśmy coraz bardziej przebodźcowani, sterowani zewnętrznie. Zdarzenia, które wpłynęły na wybory w Stanach, na referendum Wielkiej Brytanii dotyczące Brexitu, działalność Cambridge Analytica unaoczniły, jak algorytmy determinują nasze emocje, decyzje i wybory, jak człowiek staje się coraz bardziej uzależniony od nowych technologii.
Jesteśmy kontrolowani, manipulowani?
Na pewno w pewien sposób coraz bardziej zewnętrznie sterowani. Budząc się rano, mamy coraz to nowe propozycje aplikacji, postów, które podpowiadają, w co się ubrać, co jeść, a nawet z kim się przyjaźnić. Tak naprawdę stajemy się powoli ubezwłasnowolnieni, ale także coraz bardziej intelektualnie otępieni, zanika przestrzeń na krytyczne myślenie. Jednostki, w sensie pojedynczych firm, czy nawet osób, które za tymi mechanizmami stoją, nagle uzyskały dostęp do ogromnych mas ludzi. Zbieranie informacji o użytkownikach mediów społecznościowych, ich profilowanie zadziałało. Dzięki temu „ktoś” ma wpływ na wybory, zachowania wielu osób. Wojna w Ukrainie uwypukliła temat cyberwojny. Pokazała, jakie negatywne znaczenie mają zalgorytmizowane fake newsy, które rozprzestrzeniają się kilkakrotnie szybciej niż rzetelna informacja. Jak one mocno podbijają nasze emocje i wpływają na świadomość. Jak kontrybuują do polaryzacji, pogłębiając społeczne podziały.
Postępująca radykalizacja społeczeństw może w nich mieć swoje źródło?
Jest coraz więcej dowodów na to, że tak. Czy też jest dodatkowo podsycana, czy dokarmiana dzięki samouczącym się algorytmom, które bardzo szybko „odkryły”, że dużo szybciej i dłużej utrzymuje się uwagę ludzi właśnie na informacjach, które są bardziej radykalne, sensacyjne, a na koniec prowadzące do podziału na „my i oni”. Jako Instytut prowadziliśmy w ubiegłym roku ciekawe badania. Na bazie rozmów zarówno z kadrą kierowniczą, jak i z pracownikami firm, przygotowaliśmy raport pt. „Bariery i trendy. Transformacja technologiczna firm w Polsce”. Pytaliśmy o to, jak ludzie postrzegają nowe technologie i czy widzą szanse i zagrożenia z nimi związane. Blisko 90% respondentów wskazywało, że dzięki nowym technologiom dokumenty mogą bardziej dostępne, a procesy bardziej efektywne. Ponad 80% podkreślało także fakt, że transformacja umożliwia większą elastyczność w pracy, czego wszyscy doświadczyliśmy
w trakcie pandemii. Jednocześnie 60% badanych wskazało, że ma poczucie, że jego/jej dane w sieci są wykorzystywane do wpływania na jego/jej decyzje. Co gorsza, mechanizmy te są kształtowane świadome, nie dzieją się przypadkowo. Przywołam tylko casus Francis Haugen, byłej pracownicy Facebooka (Meta), która ujawniła zasady budowania algorytmów i oskarżała swojego dawnego pracodawcę o promowanie mowy nienawiści celem zwiększania zysków, bez względu na skutki społeczne.
Nicolas Carr w książce „Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg”, mówi wręcz o odwrotnej ewolucji człowieka.
Dziękuję, że pani o tym mówi. Badania pokazują, że Internet prowadzi do rodzaju intelektualnego otępienia. Od kilku lat obserwujemy na świecie trend spadku IQ. Pojawia się coraz więcej publikacji, które ostrzegają, że homo sapiens jest coraz mniej myślący. Często sprowadzany wręcz do impulsu, algorytmu. Internet proponując łatwe rozwiązania, nieograniczony dostęp do wiedzy, zwalniając z wyborów, wręcz z myślenia i kreatywności, zabija przestrzeń na rozwój. Nowe rzeczy oraz idee powstają, kiedy mamy czas na nudę, na wolno płynące chwile. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie jestem propagatorem lenistwa (uśmiech). Uważam także, że Internet jest genialnym wynalazkiem, sama korzystam z niego każdego dnia. Pytanie, które stawiam, to czy potrafimy ustalić granicę, na której kończy się użyteczność, a zaczyna uzależnienie. A także, czy widzę konflikt pomiędzy skrajną zajętością, koncentracją na efektywności, a oczekiwaniem kreatywności i innowacji.
Żyjąc w wirtualnym świecie, stajemy się coraz bardziej samotni?
Zdecydowanie gubimy pierwiastek społeczny. Coraz mniej rozmawiamy, jesteśmy coraz bardziej obrazkowi, mamy coraz bardziej incydentalne i powierzchowne kontakty osobiste, pomimo setek znajomych w mediach społecznościowych. Na temat samotności oraz zdrowia fizycznego i psychicznego człowieka nasz Instytut zwraca uwagę od samego początku istnienia, od ponad dekady. Narastające zjawisko samotności dotyka już co trzecią osobę w zachodnim świecie. Zwiększa się liczba jednoosobowych gospodarstw. Mówimy wręcz o erze singli, ludzie trudniej wchodzą w osobiste relacje.
W niektórych krajach powstają ministerstwa do spraw samotności. Kilka lat temu w Japonii, potem w Wielkiej Brytanii, a w ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja o powołaniu takiego ministerstwa w Niemczech. To pokazuje skalę zjawiska i skutki dla rynku pracy. Na przykład w zakresie absencji, spadku zaangażowania czy rosnących kosztów opieki zdrowotnej.
Rządy mają się czym martwić, samotność obywateli ma znaczenie dla społeczeństw?
Emocje, relacje są niezwykle istotne dla naszego rozwoju. Daniel Goleman twierdzi wręcz, że inteligencja emocjonalna jest tak samo ważna, jak IQ. Jego badania pokazują, że jako jednostki społeczne jesteśmy mniej kreatywni, nie przyswajamy wiedzy, gorzej się uczymy, jeżeli mamy zubożoną warstwę rozwoju emocjonalnego. Zatem jest to kolejny element, który powoduje, że stajemy się coraz słabszym, podatnym na manipulację ogniwem. Bo im bardziej człowiek jest zmęczony, przepracowany, przebodźcowany, depresyjny, tym łatwiej możemy na niego wpływać. Dlatego uważam, że niektóre rozwiązania oparte na sztucznej inteligencji, pozwalające na pozyskiwanie szeregu bardzo wrażliwych danych rodzą zagrożenia związane z przejmowaniem kontroli nad naszym życiem, doprowadzają do całkowicie zewnętrznego sterowania człowiekiem. A dodatkowo mamy silnie rozwijający się nurt MBI, humanoidalny, integracji człowieka i maszyny, który sprawi, że „zwykły człowiek” będzie się stawał coraz słabszym ogniwem.
Pytanie o etykę Przemysłu 4.0. jest tak naprawdę pytaniem o kondycję współczesnego człowieka?
Trochę tak i obawiam się, że tutaj, pomimo budzącej się świadomości ludzi obserwujemy, na razie, tendencję spadkową. Widzimy siłę wielkich koncernów technologicznych i siłę wirtualnej rzeczywistości. Zapowiadane przez Zuckerberga metawersum wydaje się niestety nie być odległą, futurystyczną przyszłością. Życie w nierealnym świecie, walka na lajki, gamifikacja, płytkość relacji to już codzienność, dla mnie bardzo smutna, bo prowadzi do jeszcze większej atomizacji społecznej w sytuacji, w której mówimy, że najbardziej potrzebnymi kompetencjami przyszłości są kompetencje społeczne. Jednocześnie widząc to, tym bardziej potrzebujemy odważnych ośrodków i liderów w zakresie etyki technologii, którzy będą zadawali trudne pytania, stymulowali nas jako ludzi do refleksji, odwagi, by stawiać granice.
Ten wymiar społeczny ma odzwierciedlenie w funkcjonowaniu firm?
Nie może i nie powinno być inaczej. Firmy często podkreślają, że ich najważniejszym aktywem są ludzie. Należy jednak sobie postawić podstawowe pytanie: czy zatrudniamy pracownika, czy człowieka? Jeżeli zatrudniamy człowieka i chcemy mieć kogoś zaangażowanego, kreatywnego, otwartego poznawczo, to w interesie pracodawców powinna być dbałość o to, jak ten człowiek w ogóle funkcjonuje w rolach zawodowych i społecznych. Konieczne jest holistyczne spojrzenie na pracownika poprzez pryzmat jego całego życia. Wiedza, jak się czuje fizycznie i psychicznie, jaki ma poziom relacji, czy mapoczucie sensu, spełnienia, także poza środowiskiem pracy? Jak łączy różne role?
Światy rodziny, pracy, czasu prywatnego to naczynia połączone?
Dla mnie to jest od wielu oczywiste i sądzę, że po pandemii stało się powszechnie oczywiste także dla pracodawców. Chociaż, gdy zaczynałam karierę zawodową początkiem lat 90. to ówczesna narracja i kultura pracy nie sprzyjały takiemu podejściu. Dlatego m.in. kilkanaście lat temu Instytut Humanites zapoczątkował akcję „Dwie godziny dla rodziny, dwie godziny dla człowieka”. Jej celem, także w obliczu narastającej samotności, jest zwrócenie uwagi pracodawców, jak ważne jest łączenie, integrowanie życia zawodowego i prywatnego, równowaga między pracą a odpoczynkiem, silne relacje społeczne. Uważam, że w interesie biznesu jest branie większej odpowiedzialności za ludzi, także w wymiarze społecznym, bo poprzez kulturę pracy biznes wpływa na co dzień zarówno na życie swoich pracowników, jak i ich rodzin.
Dziś ta akcja „Dwie godziny dla rodziny, dwie godziny dla człowieka”. prowadzona jest nie tylko w Polsce.
Z dużą satysfakcją obserwujemy, jak rozwija, ilu pracodawców do niej dołącza. Do ubiegłego roku takie działanie podjęli pracodawcy z 18krajów, w tym już 59! Dla nas jest to wielkie zaskoczenie i radość. Pozytywny sygnał, że coraz więcej osób i firm dostrzega wagę problemu. Jest wysoka korelacja pomiędzy poczuciem jakości naszego życia, poziomem zaangażowania, a tym, z jaką energią wracamy do domu i odwrotnie sytuacja osobista, wpływa na to, z jaką energią i jakimi problemami przychodzimy do pracy. Słowo „dobrostan” (wellbeing) przeżywa w ostatnim okresie swoisty renesans. Ważne jednak, aby podchodzić do niego systemowo, holistycznie i nie sprowadzać go do przysłowiowych jabłek w kuchni.
Wracając do technologii i biznesu, jakie etyczne wyzwania wynikają z coraz powszechniejszego zastosowania np. sztucznej inteligencji?
Nie ma w zasadzie obecnie sektora gospodarki, na który technologia nie miałyby wpływu. Te zmiany dokonują się wykładniczo. Moim zdaniem przeszliśmy okres badań, projektowania. Teraz jesteśmy w fazie skalowania, coraz bardziej masowego zastosowania nowych technologii. Myślę, że dzisiaj chyba nikt nie ma wątpliwości, że to przyspieszenie jest bardzo duże, dotyka każdej możliwej branży biznesu. Na co to się przekłada? Po pierwsze na istotne zmiany na rynku pracy oraz zmianę procesów produkcyjnych. Coraz większą automatyzację i robotyzację wszelkiego typu procesów. Zbiega się to z pewną od lat obserwowaną tendencją niżu demograficznego, czy problemami związanymi ze starzeniem się społeczeństwa na świecie. Technologie pomału się stają antidotum dla zachodniego świata. Jednak ten obraz nie jest jednoznaczny, dlatego, że demografia na świecie nie układa się tak samo. Przyrost naturalny
w niektórych częściach świata, chociażby w Afryce jest znacząco większy niż w innych częściach globu. To oznacza, że czeka nas, w połączeniu ze zmianami klimatycznymi, ogromna fala migracji. Nowe technologie to także wymóg nowych kompetencji.
Juval Harari w książce pt. „21 lekcji na XXI wiek” twierdzi, że wyzwaniem nie będzie to, że pracy będzie za mało, ale że wiele osób nie będzie miało kompetencji, żeby ją wykonywać. Zgadza się z nim Pani?
W tym zakresie tak, chociaż w innych jestem w opozycji do jego poglądów. Zwłaszcza tych, które sprowadzają rolę człowieka do konsumpcji, czynią z niego rodzaj algorytmu. Dla mnie człowiek jest czymś więcej niż rozumem. Jego duchowość, indywidualizm są wartością nadrzędną. Głęboko wierzę, że tak pozostanie. Natomiast w kwestii przyszłości rynku pracy, z robotyzacją i automatyzacją wiążą się dwa istotne tematy. Pierwszy to wykluczenie cyfrowe i tu zgadzam się z Hararim. Szacunki World Economic Forum (WEF) mówią, że w ciągu najbliższych kilku lat pracę może stracić około 100 milionów osób na świecie. Szacunki wskazują również, że w tym samym czasie powstanie mniej więcej tyle samo nowych miejsc pracy, bardzo często w zawodach, których dzisiaj jeszcze nie znamy. Zatem osoby o dużo niższych kwalifikacjach, często wykonujące proste, powtarzalne czynności, będą najbardziej zagrożone pozostaniem na stałe poza rynkiem pracy. Nowe stanowiska będą wymagać nowych umiejętności, w tym zdolności do funkcjonowania w złożonej rzeczywistości. Według szacunków WEF już w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat, czyli do roku 2025, co drugi pracownik powinien poszerzyć lub istotnie zmienić swoje kompetencje.
Jak pracownicy mają to zrobić?
Sami sobie nie poradzą. Konieczne jest wsparcie systemowe. W mojej ocenie za mało jest działań po stronie rządów, czy firm, które uważają, że ciągle na rynku mamy deficyt rąk do pracy, więc nie biorą całościowej odpowiedzialności za przekwalifikowanie swoich kadr. Często to kosztowny i długotrwały proces. Trzeba to jasno powiedzieć. Dlatego, kiedy mówimy o potrzebie przekwalifikowania ludzi na taką skalę, powinny być uruchomione systemowe rozwiązania, w które są włączane instytucje rządowe, biznes i z całą pewnością organizacje pozarządowe.
Czyli to, że ludzie będą tracić pracę lub nie będą do niej przygotowani, to jeden z aspektów zagrożeń nowymi technologiami. Jakie inne jeszcze pani widzi?
Transformacja technologiczna, ekologiczna będzie zmieniać całe branże oraz łańcuchy dostaw, bo koszt pracy nie będzie już głównym kryterium, a dostęp do wykształconych kadr. Ponadto skutkiem będzie kwestia, której już dotykaliśmy — jakości życia w ogóle i przygotowanie ludzi funkcjonowanie bez pracy. Wiemy, że praca dla ludzi nie jest tylko i wyłącznie źródłem utrzymania. Bardzo często jest czymś, co definiuje nas jako ludzi. Daje poczucie sensu. W związku z tym, przed nami i przed rządami stoi dużo większe wyzwanie, jak przygotowywać nas do takiej sytuacji, w której być może praca będzie luksusem. Jak sprawić, żeby ludzie byli się w stanie odnajdywać w nowej rzeczywistości. Jak to jest trudne, pokazała pandemia. Nagle ludzie wyrzuceni z pewnej rutyny musieli na nowo ułożyć swoje życie zawodowe i osobiste zarazem. Ten temat jest podejmowany badawczo przez wiele rządów w zakresie np. tzw. płacy gwarantowanej. Chodzi o wypracowanie nowego modelu angażowania, czy przestawiania ludzi na tryb mniejszej aktywności zawodowej, który jednocześnie będzie dawać potrzebną im stymulację do życia.
Humanites proponuje zbudowanie ekosystemu społecznego „wioski” na czterech filarach: rodzina, środowisko biznesu i pracy, edukacja, świat kultury i mediów. To byłoby antidotum na zagrożenia, o których mówimy?
W tym modelu chodzi nam przede wszystkim o pokazanie, że skala wyzwań stojącą przed ludzkością, społeczeństwami, regionami, biznesem jest tak duża, że wymaga łamania silosowego podejścia i współdziałania całej rzeczonej przez nas wioski. Przywołujemy tu afrykańskie powiedzenia: „Potrzeba całej WIOSKI, aby wychować JEDNO DZIECKO” – jednego człowieka. Mówimy, udowadniamy, że każdy z nas jest częścią ekosystemu i komponenty: środowisko pracy, edukacja, rodzina, kultura i media muszą promować spójny, tożsamy przekaz.
Powinny współdziałać?
Chodzi nam o myślenie w takich kategoriach, jak moja strategia czy narzędzia rozwoju oddziałują na cały szeroki ekosystem, w którym moja firma pracuje? Jak pomagam swoim ludziom w tworzeniu silnej, zdrowej, wspierającej rodziny, co wpływa na zdrowie emocjonalne nas i młodego pokolenia. Czy wspieram edukację, w ramach wspólnego celu rozwoju nowych kompetencji? Na koniec komponent kultury i mediów. Jak budujemy przestrzeń kultury, dlaczego najlepiej sprzedaje się sensacja, miałkość i powierzchowność? Dlaczego media, które powinny nas rozwijać, wzbogacać jako ludzi, dostarczać inspiracji i pozytywnych wzorców tak nie działają? Firmy mogą mieć wpływ na media, poprzez, chociażby budżety marketingowe. Pytań o fundamentalnym znaczeniu jest znacznie więcej. Cieszę się, że nasza idea zyskuje coraz większe uznanie i docenienie zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami. Mamy coraz więcej firm, regionów, które na podstawie modelu wioski tworzą swoją strategię zrównoważonego rozwoju.
Napisała pani kiedyś, że stworzenie efektywnej sztucznej inteligencji może być najwspanialszym wydarzeniem ludzkości albo najgorszym, jeżeli będzie niekontrolowane. Powinniśmy to przyjąć jako ostrzeżenie, wyznacznik etyczny?
Absolutnie tak. Często zadaję liderom pytanie, jakiego świata chcą dla swoich dzieci. Jeśli myślą w perspektywie kolejnych kilkudziesięciu lat, to jaki świat chcieliby ocalić dla następnych pokoleń? Czy to jest ten świat, ten kierunek w którym idziemy? W wielu przestrzeniach brakuje nam refleksji. Konferencje, na których są prezentowane np. rozwiązania człowiek – maszyna, humanoidy potrafią przyciągać tłumy ludzi. W agendach tych wydarzeń są zagadnienia ESG, czy etyki technologii, bo tak wypada. Gdzieś w bocznej sali, gorszym czasie i z niewspółmiernie mniejszym zainteresowaniem. Ja również uwielbiam, kiedy człowiek się rozwija, przekracza swoje granice. Jednak z drugiej strony staram się zwracać uwagę, po co to robimy, czemu ma to służyć, o ile wzbogaca człowieka. Zachęcać do patrzenia w perspektywie kolejnych 100 lat. Pamiętajmy o tym, że technologia ma być dla człowieka, a nie człowiek dla technologii.
Grozi nam życie w Matriksie?
Oglądaliśmy bajki o szalonych naukowcach. Dzisiaj ta smutna rzeczywistość może się zmaterializować. „Szalony naukowiec” może przejąć kontrolę nad znaczącą częścią ludzkości. Gdy patrzymy na twórców dużych mediów społecznościowych, widzimy, że w dużej mierze to już się dzieje. A o ilu takich szalonych naukowcach nie wiemy? Co jest po ciemnej stronie Księżyca? Cały obszar związany z rozwojem robotów humanoidalnych, czy technologicznym udoskonalaniem człowieka jest już tak naprawdę faktem. Przywołam tu, chociażby Elona Muska
i jego projekt Neuralink dotyczący tworzenia wszczepialnych interfejsów mózg-maszyna. Może w przyszłości będą sterować naszym zachowaniem, nastrojem? A próby klonowania człowieka, ingerencji w jego kod genetyczny? Itd., itd. To obszary, które powinny być nie tylko regulowane, ale znajdować się pod ciągłym namysłem zintegrowanych ośrodków zajmujących się etyką. Inaczej rzeczywiście scenariusze filmów science fiction mogą się ziścić. A większość z nich nie pokazuje przyszłości człowieka w różowych barwach. Steven Hawking, wielki zwolennik nowych technologii, u schyłku swojego życia napisał: „Jeśli nie nauczymy się, jak przygotować się na potencjalne ryzyko i uniknąć go, AI może być najgorszym wydarzeniem w historii naszej cywilizacji, niesie niebezpieczeństwa, takie, jak potężna autonomiczna broń, lub nowe sposoby dla niewielu, by uciskać wielu”.
Mamy na kształtowanie przyszłości jakikolwiek wpływ?
Chcę wierzyć, że tak. Dlatego 12 lat temu powstał Instytut Humanites – Człowiek i Technologia, który działa jako think&Do tank, wskazując na trendy, ale także uruchamiając systemowe projekty, w tym międzynarodowe Centrum Etyki Technologii. Głośno, mocnym głosem mówimy, o tym, na co ludzie zamykają oczy i uszy. Skoro dziś dużo mówiłyśmy o filmach, to przywołam jeszcze jeden „Nie patrz w górę”.
Wizja współczesnego człowieka pokazana przez reżysera Adama McKaya to kolejny przygnębiający obraz.
I chociaż ciężko to przyznać, to Adam McKay ma wiele racji. Nie chcemy widzieć, ignorujemy głos nauki, wolimy powiedzieć, że nie mamy na nic wpływu, pilnować swojego ogródka. Czy przetrwamy, stosując taką filozofię życia? A może czeka nas tylko czarna wizja roztaczana przez Elona Muska, który nie ma zbyt wielkiej wiary w nas jako ludzi i planuje założenie kolonii na innej planecie, jako pewnego rodzaju misję ratunkową dla rasy ludzkiej?
Pani obawia się, że katastroficzne wizje będą rzeczywistością?
To na szczęście, póki co, naprawdę zależy od nas wszystkich. Są ludzie, którzy nie boją się wsadzić kija w mrowisko. Na nich liczę. Stworzyłam autorski model Spójnego Przywództwa™, bo wierzę w siłę pozytywnego wpływu. Potrzebujemy w dzisiejszym świecie, pozytywnych rebeliantów, którzy jako pierwsi będą mieli odwagę zakwestionować status quo, czy zwrócić uwagę na zagrożenia współczesności, które mają znaczenie dla całej Ziemi i każdego człowieka. Budzić człowieka w człowieku i uchronić nas przed uśpieniem, syndromem wolno gotującej się żaby.
Cytując klasyka, oby ludzi dobrej woli było więcej. Dziękuję za rozmowę.
Tak będzie! Dziękuję i zapraszam do śledzenia wydarzeń Instytutu Humanites
i korzystania z naszej bazy wiedzy: www.humanites.pl oraz ethicstech.eu.
Rozmawiała Magdalena Rygiel
Najnowsze wpisy