WIEDZIAŁEM, ŻE PO MNIE PRZYJDZIECIE…

Eksploatacja w podziemnych kopalniach KGHM Polska Miedź S.A. oznacza stałe mierzenie się z zagrożeniami naturalnymi. Także praca w innych oddziałach związana jest z dużym ryzykiem. Nad bezpieczeństwem pracowników koncernu czuwa Jednostka Ratownictwa Górniczo-Hutniczego, która właśnie obchodzi 25. rocznicę powstania. O trudnej pracy ratowników rozmawiamy z Radosławem Stachem, Dyrektorem Naczelnym Oddziału.

Redakcja: Można powiedzieć, że zna Pan JRGH od podszewki?

Radosław Stach, Dyrektor Naczelny Oddziału Jednostka Ratownictwa Górniczo-Hutniczego:

Zdecydowanie tak. Od 2000 roku przez właściwie całe swoje życie górnicze byłem ratownikiem. Uzyskałem wszystkie uprawnienia. Chodziłem, jak to się u nas mówi, „na pogotowia” i jeszcze niedawno dyżurowałem w Sobinie. Brałem udział w akcjach. Startowałem z kolegami w zawodach ratowników, byłem nawet kapitanem drużyny. To, że rosłem z ratownictwem, sprawia, że lepiej mi się zarządza Oddziałem.

Może Pan liczyć na większe zaufanie swoich ludzi?

Mam nadzieję, że tak. Rozumiem, czym jest praca ratownika, jakie Jednostka może mieć problemy, co jest potrzebne. Jednocześnie znam doskonale zasady funkcjonowania kopalni. W ZG Polkowice — Sieroszowice przeszedłem wszystkie szczeble drogi zawodowej, od stażysty do dyrektora kopalni. Jako Wiceprezes Zarządu KGHM ds. produkcji odpowiadałem również za inne oddziały: huty, ZWR itd. Dzięki temu mam szerokie spojrzenie i doświadczenie, które wykorzystuję w codziennej pracy.

Jednostka Ratownictwa Górniczo-Hutniczego powołana została 1 stycznia 1997 roku, ale historia ratownictwa jest oczywiście dużo dłuższa.

Początki ratownictwa w Zagłębiu Miedziowym sięgają lat 50-tych, kiedy utworzono Punkt Ratownictwa Górniczego przy nieczynnej obecnie kopalni „Lena” w Wilkowie. W nowym Legnicko-Głogowskim Okręgu Miedziowym pierwszy Punkt Ratownictwa Górniczego zorganizowano w 1962 r. przy Przedsiębiorstwie Budowy Kopalń Rud Miedzi w Lubinie. W miarę rozbudowy infrastruktury KGHM powstawały służby na poszczególnych Oddziałach. W kwietniu 1971 r. utworzona została Okręgowa Stacja Ratownictwa Górniczego KGHM „Lubin”, początkowo z siedzibą na terenie ZG Lubin, później przeniesiona do Sobina, gdzie dziś, w samym centrum obszaru górniczego KGHM, mieści się Górnicze Pogotowie Ratownicze.

Powołanie odrębnego Oddziału 25 lat temu było zwieńczeniem długiego procesu budowania profesjonalnej służby ratownictwa?

Przede wszystkim dało nam niezależność. W miarę rozwoju KGHM powstawały kolejne punkty ratownicze a następnie kopalnie stacje ratownictwa górniczego. Naturalnie zostały przekształcone w Okręgową Stacje Ratownictwa Górniczego podległą pod Centralną Stację w Bytomiu. Powołanie własnej, samodzielnej jednostki ratownictwa KGHM w świetle wyzwań, jakie niesie eksploatacja
w podziemnych kopalniach miedzi, a także bezpieczeństwo innych oddziałów to było bardzo dobre posunięcie. Nasze struktury są idealnie dopasowane do zadania zabezpieczenia pracowników Polskiej Miedzi.

Potocznie uważa się, że JRGH odpowiada za prowadzenie akcji ratowniczych w kopalni. Tymczasem to istotny, ale jeden z kilku elementów waszej pracy. Czym się dokładnie zajmujecie?

Rzeczywiście ratownictwo kojarzy się przede wszystkim z interwencjami w razie zawałów czy tąpań. To naturalne, bo serce KGHM jest w kopalniach. Jednak do naszych obowiązków należy wszechstronna pomoc w różnego rodzaju zdarzeniach w całym ciągu technologicznym. JRGH to nie tylko Górnicze Pogotowie Ratownicze, ale i dwa wydziały Straży Pożarnej. O tym aspekcie naszej pracy mówi się mniej, a likwidacja skutków pożarów to także bardzo ważne, trudne i często niebezpieczne zadanie. Pomagamy również w przypadkach wdarcia się wody do kopalni, awarii energomechanicznych, technicznych oraz chemicznych i ekologicznych na powierzchni i w wyrobiskach dołowych. Prowadzimy pomiary w różnych niedostępnych miejscach, prace na wysokości i pod wodą. Krótko mówiąc, jesteśmy wszędzie tam, gdzie zagrożone może być zdrowie, czy życie ludzi.

W waszym przypadku określenie „najważniejsi są ludzie” ma podwójne znaczenie. Po pierwsze dbacie o innych. Po drugie, aby robić to skutecznie, pracownicy JRGH muszą być najlepsi. Kto tworzy Pana drużynę?

Kadra JRGH to 114 pracowników w tym 15 zawodowych ratowników górniczych, 80 ratowników strażaków. W ramach funkcjonowania JRGH powołane są trzy specjalistyczne służby: medyczna, wysokościowa i nurkowa. Oprócz zawodowych ratowników mamy 480 doskonale wyszkolonych ochotników – ratowników górniczych, na co dzień pracowników kopalni, doświadczonych w warunkach pracy pod ziemią.

Rocznie do ochotniczej służby zgłasza się kilkaset osób, powołanie otrzymuje co dziesiąta. Nie jest łatwo zostać ratownikiem?

Nie może być łatwo. Od wiedzy, umiejętności i sprawności ratowników zależy ludzkie życie. Każdy pracownik kopalni może przyjść i powiedzieć: chciałbym zostać ratownikiem. Jeżeli spełnia formalne wymagania określone przez przepisy dotyczące ratownictwa górniczego, Kierownik Ruchu Zakładu Górniczego daje zielone światło na rozpoczęcie procesu kwalifikacji. Sprawdzana jest wydolność i sprawność fizyczna kandydata, przechodzi dokładne badania medyczne. Kiedy wszystkie wyniki są zadowalające, odbywa dwutygodniowy kurs w JRGH zakończony egzaminem. Dopiero, jeśli go zda, kandydat czeka na miejsce w drużynie ratowniczej, żeby zostać powołanym.

Jakie predyspozycje fizyczne i psychiczne powinien mieć ratownik?

Ratownicy pracują w najtrudniejszych warunkach, wysokich temperaturach, zadymieniu, trzeba być bardzo dobrze przygotowanym fizycznie. Psychicznie oczywiście też. Trzeba mieć to coś, hm…, to naprawdę trudno określić.

Chęć niesienia pomocy, odwagę, wytrzymałość?

I przede wszystkim rozum. W akcjach ratowniczych konieczny jest rozsądek, bezwzględne przestrzeganie procedur, trzeba mieć wyważoną postawę, nie podlegać emocjom, nie panikować, bez wahania zastosować wyćwiczone metody postępowania. Wiadomo, że każda akcja jest inna, ale ogólne zasady wpływają na skuteczność działania. Przykładowo, zwykły człowiek np. na wycieczce jak zobaczy, że komuś leci krew, najczęściej zaczyna krzyczeć. Co robi ratownik? Podchodzi spokojnie, sprawdza, co się stało i zaczyna pomagać. To wynika z wiedzy, a wiedza ze szkoleń. Zatem obok predyspozycji nawet ważniejsze jest prawidłowe wyszkolenie i przygotowanie go tego, aby w każdych warunkach opanował chaos i stres, skoncentrował się na kolejnym kroku akcji.

Szkolenia są zatem integralną częścią pracy ratownika?

Stałe podnoszenie kwalifikacji to nasz obowiązek. Podobnie jak dbałość o zdrowie i dobrą kondycję fizyczną. Poszczególne sekcje prowadzą treningi, w trakcie których symulowane są prawdopodobne warianty akcji ratowniczych. Rozważane wszystkie etapy i zadania na każdym ze stanowisk, od pracy centrum dowodzenia, po działania ekip poszukiwawczych i ratowniczych. Ćwiczenia odbywają się m.in. we fragmencie wydzielonego wyrobiska, imitującym zasypany korytarz kopalni, które odzwierciedla trudne warunki, jakie panują w oddziałach wydobywczych, tj. wysoka temperatura, dużą wilgotność oraz ograniczony przepływ powietrza. Ratownicy odbywają ćwiczenia w komorach cieplnych, w których temperatura sięga 48 stopni Celsjusza, a wilgotność 65 proc! Do szkoleń alpinistycznych mamy do dyspozycji specjalną wieżę na terenie GPR Sobin na dnie, które znajduje się rząpie, gdzie swoje umiejętności doskonali sekcja nurkowa. Każdy ratownik minimum sześć razy w roku przechodzi ćwiczenia i przynajmniej raz w roku przyjeżdża na dyżur do Sobina.

Ważną część szkoleń stanowią analizy wypadków i katastrof górniczych, jakie zdarzyły się na świecie. Prowadzimy także szkolenia i inne działania prewencyjne dla poszczególnych oddziałów.

Ratownik musi mieć też siłę do zmierzenie się z ludzką tragedią?

Tu wracamy do pytania, jakie cechy ma dobry ratownik? Czy można powiedzieć, że wyższe kwalifikacje ma ten, który brał udział w prawdziwych akcjach, ma doświadczenie w „boju”? Z pewnością każdy wyjazd do zdarzenia jest przeżyciem, a równocześnie chwilą sprawdzenia siebie. Czasami, choć bardzo rzadko, weryfikuje przydatność ratownika. Nie każdy sobie z takim obciążeniem radzi, choć na szkoleniach może wypadać bardzo dobrze. Więc reasumując, dobry ratownik musi być perfekcyjnie wyszkolony, mieć doskonałą formę fizyczną, używać rozumu i przestrzegać procedur.

W sukurs przychodzą wam nowoczesne technologie?

Na pewno ratownictwo jest teraz zupełnie inne niż 20, czy 30 lat temu. Posiadamy najnowocześniejszy, najwyższej klasy sprzęt. W wozie bojowym zainstalowane są urządzenia o milionowej wartości. W skład wyposażenia ratowników wchodzą m.in. sprzęt łącznościowy, hydrauliczny, gaśniczy, poduszki pneumatyczne, sprzęt do bezdetonacyjnego rozsadzania skał, czy kamery termowizyjne. Systematycznie unowocześniamy nasze wyposażenie, sprzęt który dysponujemy jest dostosowany do warunków, jakie panują w kopalniach i hutach.

Wielką wagę przykładacie również do wyposażenia ochrony osobistej ratowników.

Rzecz jasna musimy im zagwarantować najwyższe, możliwe bezpieczeństwo. Ratownicy są przygotowani na każdy rodzaj działań. Do akcji pożarowych pod ziemią wykorzystują powietrzne aparaty robocze. Kombinezony gazoszczelne chronią ich w razie wypływu trujących gazów. Pogotowie specjalistyczne do akcji podwodnych posiada wysokiej klasy sprzęt nurkowy. Do prowadzenia prac i akcji ratunkowych na wysokości w wyrobiskach pionowych i o dużym nachyleniu nasza sekcja wysokościowa używa specjalistycznego sprzętu alpinistycznego. Z ostatnich nowinek, to pochwalę się, że kupiliśmy przenośny aparat USG. Teraz już na miejscu zdarzenia lekarz ratownik może zrobić badanie i ukierunkować dalszą pomoc medyczną. Wiemy, kogo trzeba wezwać: karetkę czy LPR (lotnicze pogotowie ratunkowe) i do jakiego szpitala przewieźć rannego.

Jak trzęsie się ziemia, to serce bije Panu mocniej?

Tak, ale też niejako automatycznie włącza się opanowanie, analiza sytuacji. Trzeba mieć świadomość że w takich sytuacjach wymaga się od ratowników szybkiego działania i taka jest nasza rola.

Co się dzieje, kiedy w Sobinie zabrzmi dzwonek alarmowy?

Pełna mobilizacja. Dyżury pełnimy w systemie ciągłym. W momencie wezwania do zdarzenia w ciągu minuty ratownicy wyjeżdżają do danego oddziału. Górnicze Pogotowie Ratownicze celowo zlokalizowane jest w Sobinie. Stąd zastępy ratownicze są w stanie dojechać drogami publicznymi w pół godziny do najdalej położonego szybu każdej kopalni oraz w ciągu 20–30 minut wyrobiskami górniczymi pod ziemią do każdego oddziału górniczego.

A do Sobina przyjeżdżają ich zmiennicy?

Oczywiście. Istnieje ryzyko, na szczęście minimalne, że w tym samym czasie dojdzie do kilku zdarzeń. Musimy być na to gotowi. Także kopalniane stacje prowadzą natychmiastową mobilizację. Ratownicy są wzywani z domów wg. systematycznie aktualizowanej listy zawierającej informacje, kto ma najlepsze wyniki wydolnościowe, zdrowotne, kto jest w pełnej dyspozycji. W zależności od rodzaju akcji korzystamy z najbardziej przydatnych osób.

Które akcje są najtrudniejsze?

Zawsze te, w których zagrożeni są ludzie. Chyba szczególnie wtedy, kiedy dzieją się na oddziałach, na których ratownicy normalnie pracują. Świadomość, że z jednej strony, to oni mogliby być w strefie zagrożenia, a z drugiej, że na pomoc czekają koledzy z szychty, z którymi spotykają się, pracują, czasami przyjaźnią, jest dodatkowym obciążeniem. Trudno wtedy powstrzymać emocje, a trzeba. Najbardziej dramatycznym zdarzeniem w historii KGHM był samoistny wstrząs górotworu w ZG Rudna w 2016 roku.

Ratownicy mówią „nigdy nikogo nie zostawiamy na dole”, można powiedzieć, że to wasze motto?

Tak, dopóki ostatni górnik nie znajdzie się na powierzchni, akcja trwa. Nieważne jak długo, ile osób jest zaangażowanych. Były akcje, w których brało udział nawet 30 zastępów tj. 150 ratowników, ściągniętych z wszystkich oddziałów. Życie i zdrowie naszych kolegów jest wartością bezcenną. Chciałbym podkreślić, że duża jest rola kierownika ruchu zakładu, który staje się prowadzącym akcję ratowniczą. Ratownicy wykonują polecania ze sztabu akcji.

Największe szczęście ratownika?

Uratowanie wszystkich osób z miejsca zagrożenia. Odnalezienie żywych górników. Chwila, kiedy kopiemy, kopiemy, szukamy i nagle odzywają się. Są, żyją.

Jeden z górników zasypanych w Rudnej w 2019 roku odnaleziony po 18 godzinach, mówił, że nie panikował, spokojnie czekał, bo wiedział, że ratownicy po niego przyjdą.

Pracowałem wtedy jako wiceprezes KGHM w sztabie kryzysowym. Długo nie mogliśmy zlokalizować miejsca, gdzie był ostatni poszkodowany. Sprawdzane były różne obszary, to był ogrom pracy dla ratowników i operatorów maszyn. W ostatniej odnodze przekopali wąski tunel. Wszystko było jednym wielkim rumowiskiem i na końcu w „kiszce”, jak mówimy, spokojnie siedział i czekał górnik.

Radość niesamowita dla obu stron.

To była wzruszająca chwila. Na szczęście był w miarę bezpiecznym miejscu, miał trochę wody i coś do jedzenia. Już wcześniej słyszał, że pomoc nadchodzi. Zresztą jest szereg takich akcji, w których prowadzimy działania, krzyczymy, wołamy, nie ma odzewu, a po 5, czy 6 godzinach docieramy do górnika. Pytamy, czemu się nie odzywałeś, nie trąbiłeś. A on mówi: a po co? Ja was słyszałem, wiedziałem, że po mnie idziecie. Zawsze górnicy mają przekonanie, aha już są ratownicy, to wszystko gra.

Dowodzi też wielkiej wiary w profesjonalizm ratowników, ich determinację.

Ludzie, i ratownicy, i pracownicy kopalni, którzy uczestniczą w akcjach, wiedza, schematy postępowania, nowoczesny sprzęt – wszystko to pozwala ugruntować to przekonanie. Jednak zawsze jest niepokój, bo natura jest jednak nieprzewidywalna.

Mówi się, że ratownicy to elita rodziny KGHM. Symbol Krzyża Maltańskiego jest powodem do dumy?

Z pewnością. Jest w tym również element utożsamiania się z firmą, koleżeństwa, budowania wspólnoty. Ratownicy każdego dnia są gotowi do akcji, nie wahają się nieść pomocy nawet w najtrudniejszych warunkach. Wiedzą, że nie mogą zawieść, bo od ich doświadczenia, siły i dyspozycji zależy bezpieczeństwo kolegów. Często ratownicy, nawet podczas normalnej pracy, proszeni są o pomoc przy jakichś niewielkich zdarzeniach, bo „przecież ty się znasz”. I odwrotnie, czasami zanim dotrą ratownicy, poszkodowanymi zajmują się koledzy. Podstawy udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej powinni znać wszyscy pracownicy.

Najwyższą wiedzę i umiejętności ratowników potwierdzacie podczas Mistrzostw Świata Ratowników. Zawsze z sukcesami?

Dwa razy zwyciężyliśmy: w USA i w Polsce. Na antypodach miałem zaszczyt być kapitanem naszej drużyny. Właściwie, prawie za każdym razem ekipa JRGH stawała na podium. Zdobywaliśmy też złote medale w poszczególnych konkurencjach podczas mistrzostw.

To była okazja, aby podpatrzeć, co i jak robią inni?

Szczerze mówiąc, bez fałszywej skromności, to raczej nas podpatrują. JRGH wyznacza światowe standardy. Ratownicy z innych krajów czują przed nami respekt i wiedzą, że jesteśmy elitarną jednostką na świecie. Teraz szykujemy się na wrześniowe mistrzostwa w Stanach Zjednoczonych. Jest już ekipa, ostro ćwiczy, a jak będzie, zobaczymy.

Ratownicy JRGH pomagają w zdarzeniach poza KGHM?

Tak, bierzemy udział w akcjach ratowniczych przy katastrofach budowlanych, drogowych, powodziach, czy trzęsieniach ziemi, w Armenii czy dwukrotnie w Turcji. Zawsze jesteśmy gotowi do działania, ale czekamy na wezwanie, bo pomoc musi być sensowna i skoordynowana. Ostatnio wspieraliśmy poszukiwania trzech nurków w Sobótce.

Czuje Pan ciężar odpowiedzialności, dowodząc takim Oddziałem?

Na pewno tak. Cały czas się zastanawiam, co jeszcze możemy zrobić lepiej, co zmienić, jak skuteczniej pomóc, co udoskonalić. W ratownictwie, trochę jak w wojsku, muszą być wydawane komendy i szybko, bez dyskusji wykonywane polecenia. Dlatego koledzy, którzy dowodzą akcją, są pod szczególną presją. Pomimo tego, że ludzie pełnią różne funkcje w kopalni, to w akcji szef jest jeden i nikt z tym nie dyskutuje. Wiem, że ode mnie wiele zależy. Muszę zrobić wszystko, żeby pracownicy Polskiej Miedzi byli bezpieczni.

Ma Pan to coś?

Podobno tak… (uśmiech).

Dziękuję za rozmowę.

Chciałbym jeszcze serdecznie podziękować moim poprzednikom, dyrektorom Jednostki, a także wszystkim pracownikom, których wiedza i wielkie zaangażowanie pozwoliły zbudować profesjonalną służbę ratowniczą i sprawiły, że Jednostka Ratownictwa Górniczo-Hutniczego skutecznie chroni pracowników Polskiej Miedzi. Na wspomnienia i wyrazy wdzięczności dla nich przekazaliśmy podczas uroczystej, jubileuszowej Akademii.

Z górniczym Szczęść Boże.

Rozmawiała Magdalena Rygiel